Zuzannę do mojego pokoju
przemycałem skrycie,
za każdym razem
chroniąc ja przed złym
spojrzeniem,
mojej gospodyni,
co wstając przed świtem,
spać się kładła zbyt późnym
wieczorem...
(stad nasze amory
z konieczności dotyczyły
bardzo późnej pory).
Pewien problem w tym
że w uniesień szczycie,
Zuzanna śpiewać
miała zwyczaj -
sopranem koloraturowym,
(może nazbyt głośno
lecz z werwą solistki)
Cóż mogłem począć
aby nie krępować
Jej muzycznej pasji?
Brałem w ręce gitarę
i akompaniowałem...
drżąc cały
o mocny sen gosposi.
Aż do pewnego dnia
kiedy o świcie,
odkryliśmy gosposię
drzemiąca,
w muzycznym zachwycie
w fotelu pod drzwiami!
Od tego dnia Zuzanna
przychodząc do mego domu
swobodnie śpiewała
unisono!
(A mnie do dzisiaj
pozostało muzyczne obycie),
i to wewnętrzne przekonanie
co pewność daje -
że muzyka łagodzi obyczaje !