Czasem...
Budzisz się jak ze snu.
Muzyka gra łagodnie.
A Ty znów jesteś dotykiem tylko
w tym szybkim warg muśnięciu
który kobiety nazywają pocałunkiem.
Czule dotykam
twego Dawidowego ciała
(ten wiersz jest tylko dla Twoich uszu
wiec będę tu śmiały),
pod opuszkami moich palców
brzmią na nim
madrygały,
koncerty na flet i clarino
preludia i sonaty.
To drżenie melodyczne , która niełatwo się zapomina
i chociaż wiem , że czasem nic z tego nie rozumiesz,
to jednak musi być jakaś tajemnica
w tym nienazwanym doznaniu,
w tej muzycznej przestrzeni zdarzeń.
Bo chcę myśleć, że hardość twoich słów
zwiastuje skrywane uczucia.
Może miłość bez granic?
Może obojętność?
A może nienawiść?
Ale ja nie chcę już czuć się
zapoznanym konkwistadorem słowa.
Wspominam , tęsknię i opisuję;
chociaż nie wiem już
czy kiedykolwiek tak naprawdę
dotknąłem twojego uczucia.
„Nasza miłość zasnęła pod drzewem
snem majowym , wiekowym”..
W jaśminowym gaju spełnienia,
w herbacianym świecie wyobraźni,
przemykają się już tylko cienie
doznawanych wrażeń.
Jakiego więc pocałunku mam użyć
abyś tę grę chciał zacząć od nowa?..