Na krakowskim rynku
ludzi karmiłem
okruchami słowa.
Gołębie puszczałem wolno,
uwalniając z natrętnej dydaktyki,
one zaś dostojność karmienia chlebem
demonstrowały drobnymi kroczkami.
W tym dobrym trwaniu,
pomiędzy chlebem a słowem
był pocałunek,
którym w nadmiarze karmiłem M***,
bo wiem , że to danie
zawsze smakuje zakochanym.
Z lekkim dodatkiem tej erystyki,
co pomiędzy jego a moim językiem,
rozkosz daje.