prampam,
najfanybardziej, że nic,
po prostu sss
przy tym,
idę pod szałer, przy fotoszopie
kolejna noc, kolejne nic zarwane,
udaję, że coś robię,
żeby nie robić nic bardziej beztrosko,
paznokcie mi rosną,
na święta połamaliśmy się opłaczkiem,
też je obciąć trzeba w szałerze,
mówi się pod, to wypad stąd, jednotorowy tępaku, dissuję siebie,
to era szału, co prawda bez smaku,
ale taka toż to samość,
bez smaku jest em,
bez,
obciąć,
połamaliśmy się,
mówię im o mojej chorobie,
obciąć mój stan,
niby przyjęli do wiadomości, ale
tak, że nie wiem,
jakby chcieli,
zapomniałem, że wstawiłem zupę i
spaliłem garnek dzisiaj,
jakby się bali śladów tych przeklętych paznokci
na moim zdjęciu,
wstydzą się
za mnie, ponieważ sam się nie wstydzę,
nie, nie mogę,
chcę,
to byłby luksus,
jak ten wózek inwalidzki ci skrzypi,
wstydź się,
luksus,
to nie jest tak, że
muszę zginąć, żeby,
nie jest tak,
jak naj