nie zabrałam parasola i nagłe załamanie pogody
bezlitośnie przypomina że w żałobie się jest lub nie
ale nigdy pomiędzy
nie ustaję w poszukiwaniu ustronnego miejsca na wymianę zaległych czułości
wypełnianie ciszy rozpaczliwymi wiązankami od których więdną uszy
jest tylko niemoc i więcej nic
czas zacząć oddychać by wrócić do siebie
rozgarniam dostojny nieład zakłócony przez listy nieobecności
nachalny plik papierowych formularzy ważnych jedynie tu i teraz
w pokoju
wciąż spoczywają znieruchomiałe w pół kroku drobiazgi
części garderoby i wciąż gorące od emocji notatki
sporządzone tuż przed ostatnią podróżą jak namaszczenie
przysiadam na krawędzi łóżka
obolałe gardło na dobre zalewa rozpłaczliwa wilgoć
nastała bezczynność pulsująca nieznaną mi dotąd nutą tęsknoty
chciałabym ci spojrzeć w oczy barwy burzowego nieba by zapytać
czy właśnie tak wygląda twoje na zawsze