W wieczory
bez infantylizmu skazy,
obficie karmiony
alkoholu miarą
rozklekotanym wehikułem
uwoziłem Muzy,
a one kochały się na tylnym siedzeniu.
W ich szeptliwym zawołaniu
drgały wspomnień etiudy
nie raz przeżytych wrażeń -
reminiscencje;
fugi na cztery nogi
i cztery ręce,
bełkot muzyczny
sklecony naprędce
z hymnu do fa (llusa),
bo...
w bezpruderyjnym , orgiastycznym świecie
gdzie sperma nigdy nie uderza do głowy,
gdzie klepnąwszy Bucefała odzyskujesz spokój,
czas na miłość ma wymiar skończony.