Irenę?
zawsze spotykałem w bibliotece.
Chłodna (z pozoru) posągowa piękność
za literatury murem.
Miałem zwyczaj przyglądać się jej dyskretnie
nim leniwie przerzuciwszy karty
wychodząc przedostania,
uparcie gasiła światło.
Artystyczny wizerunek
miłości do wiedzy.
Taką ją zawsze będę pamiętać.
Odkąd podglądając
przez jej ramię -
studiować począłem
niektóre aspekty
jej czytelniczego trudu.
Szczególnie tych ksiąg
sanskrytu maczkiem pisanych
z ilustracjami
jak z bajek,
pełne mężczyzn i kobiet
w dowolnym przekładzie.
Do czasu,
kiedy pewnego wieczora
ułożywszy z tych ksiąg
na zielonym suknie stołu posłanie
stanowczym spojrzeniem poprosiła
mnie ładnie -
abym zgodnie z kanonem
począł kształtować swe ciało
w najprzemyślniejsze figury..
Ja, chłonny wiedzy, poddawałem się
tym artystycznym wymaganiom
i z szacunku dla literatury
nadwyrężałem jak mogłem
możliwości mojej fizycznej natury.
Aż ekslibrisy - pełne pięknych rysunków
detali jej kształtnego ciała
jak motyle poczęły
wylatywać z ksiąg...
Bo pod naszymi ciałami
zamierały rewolucje.
Kończyły się wojny
a skały kruszyły
i topniały lodowce.
Budowle i figury
przybierały kształt doskonały
a sens Bytu stawał się
jasny, zrozumiały.
Do dziś,
(choć za te literackie ideały
w życiu dostawałem baty!)
wiarę mi przywraca
tylko to wspomnienie
w Ireny spojrzeniu...
Wiecznie żarzące się kaganki
miłosnej oświaty.
jej spojrzenie....niektórych, nawet krótkich spojrzeń nie zapomina sie nigdy....
...tylko dlaczego " Bytu" napisałeś z dużej litery?