najbardziej kocha się drani w białych koszulach
wbijających w plecy sprężystą stal dłoni
zdradzam się znów by nie poznać samej siebie
gdzieś pośród tramwajowego tłumu lub w ciemnej uliczce
rosnącej w twarze innych kobiet. nierówności.
chodniki pokonywane złamanym obcasem
przypominają o uwielbieniu niskich kroków. na świeżej glebie
zrywam z siebie wstyd tak jak zrywa się kolor z kradzionych zapalniczek
nie jesteśmy już dziećmi grającymi w dwa ognie
nosimy za grube ubrania i przykrótki zasięg możliwości
staliśmy się drogą odbitą w lustrze