późny wieczór
plamę słońca pochłonęła woda
szumią przybrzeżne trawy
trzeszczy stary pomost
wychłostany promieniami wiatrem deszczem
i łódka tak samo wysłużona
koloru zsiniałego nieba
brudnych chmur
echo niesie po wodzie
każdy najlżejszy szept
zaraz zacznie się
codzienny żabi koncert
przetykany muzyką świerszczy
i rytmiczne brzęczenie komarów
nie pomoże spray i gruby sweter
nieustępliwości krwiopijcom zazdroszczę
siadam
palcami dotykam gładkości
skażonej pod naporem owadzich nóżek
która cudownie ciepła
burzy się zapraszająco
chlapiąc nogawki Twoich
wytartych jeansów