idę zmarszczonym dniem
prochowiec okrywa kości
ciało czuć naftaliną i stęchlizną
szafa niedomknięta jak oczy wczorajsze
wygodnie wkładam rękę w kieszeń
ulica układa asfaltowe cacko
chodniki pokryte psim łajnem
parki
szalety za zeta
magiczne słowa
ciągle mi mało
obalam flaszkę całą
wyrzucam butelkę próżną
zamiast wysłać sms pomagam
w pewien sposób utożsamiam się z zewem natury
olewam systemowe kodeksy
olewam miłość w krzaczkach na zwierzaczka
marznę pod McDonaldem
za dużo chwil wolnych
idę zmarszczonym dniem
prochowiec okrywa kości
Bardzo fajny. Dalej rozżalanie się, ale pójdź tym tropem, szukaj, to może być coś dobrego