Stąpając po dywanie parzących papierosów
Bezszelestnie zakradam się do lasu
Otaczając mgłą zagładę
Póki rośnie drzewo emanuując tlenem
Nie potrzebuję maski na zagrożony uśmiech
Póki kwitnie kwiat czarując światłem
Nie potrzebuję okularów na wypalone oczy
Póki śpiewa ptak okryty pięknem dźwięku
Nie potrzebuję plastra na usta wysuszone