deszczem spływają myśli
do ust na szorstki język
tyle tu piękna
zielonych snów
nakarmię się tym spojrzeniem
Bóg zajrzy tu promiennie
zapyta co słychać
boskim szeptem wiatru
co chcieć więcej gdy wszystko na wyciągnięciu ręki
w życiu tylko jednak liczy się
kasa praca
zapiernicz stres pochwała
na końcu na rękę tysiąc dwieście
nie mam czasu dla siebie i ni kogo
obserwuje czasem gdy słońce spada za lasem
skazany na balkonowe poręcze i szary beton