piszę ile sił w palcach
poganiam stada myśli
po soczystych łąkach
porannej świeżości umysłu
przebieram w słowach
poczętych z lekkością
prawie niezauważalną
potykam się boleśnie
przechodząc nad
progiem zwyczajności
padam w niebyt i leżę
przez resztę dnia
przygnieciona
brakiem możliwości
wiersza