One Eyed Jacks (roboczy)

Norbert Gołąb

Ty, przechadzająca się w świetle neonów - to obraz mojej paranoi.

W nocy miastem rządzą magicy. W kiblu jestem świadkiem pierwszej

sztuczki, białego królika wyciągniętego z kieszeni spodni, ukrytego

w kieszeni nosa. Klaśnięcia ciała o ciało - kabinę obok rozrywają brawa.

Tylko ja nie nagrywam, nie chcę pamiętać jak się upada będąc uniesionym.

 

Ile masz lat? Umieram już za długo.

 

Potem jest sztuka płomienia. Iskra, przeskakująca między szkłem

a językiem. Penetracja żołądka. Miękkie dłonie chłopców - tędy przejdą

zimne ognie, aż zapłoną jędrne uda papierowych dziewczynek. Jeśli

odległość między ciałami liczyć w galaktykach, to tylko rozbłyski, umieranie

gwiazd, które jeszcze tlą się w oczach. Z zamkniętymi pamiętam twoje

światło, jasną plamkę wypaloną na powiekach, ostatni rozbłysk ciepła.

 

Jak masz na imię? Nie mam nic dla ciebie.

 

Tak powinno się traktować śmierć, jakby nic się dla niej nie miało. Dlatego

świecę pustkami, a każdą prawdę wypowiadam jak kłamstwo. A moja

prawa ręka dobrze wie co czyni lewa ręka, kiedy wydycham zakurzone

ciepło w obce usta, otwarte jak magiczny kapelusz, w którym wszystko 

znika - ostatnia sztuczka. Nie pisz i nie dzwoń, pozwól milczeć gwiazdom.

Norbert Gołąb
Norbert Gołąb
Wiersz · 22 lipca 2015
anonim