Samotność jest śmiercią z opóźnieniem - jakieś parę lat tułaczki między ścianami.
Tłukę się jak mucha o szybę klosza, w którym coraz mniej powietrza, wycieczki przechodzą i oglądają eksponat, nawet telewizja przyjechała i kręcą film. To będzie o kloszu, który pełni humanitarną rolę dla szalonego owada. Jakieś wielkie oko patrzy na mnie przez lupę. A ja tu sam wygłaszam Filipiki przeciw przeciągom, bo okna niedomknięte i drzwi. Wiatr hula roznosząc śmieci, kartki z kalendarza, kartki z poezją, jakieś dyplomy, nagrody.
Ona jest różyczką, choć nie ma tego świadomości, jest zupełnie bezsilna wobec nitek i sznurków, których nie widzi, nie jest do tego stworzona. To wielka krzywda. To potworna narośl, której już się nie usunie, żaden skalpel nie wytnie fragmentu czasu i przestrzeni.
Podłość ludzka nie zna umiaru, ani granic, trafia się wszędzie...ryba psuje się od głowy, ta ryba jest już zepsuta, a nawet ryba - znak trąci...jak mogło do tego dojść?
Wyszedłem na spacer, ciepły wiatr, światła wystaw, spokojny rynek...krążyłem uliczkami znanymi mi od zawsze i nie mogłem uwierzyć.