Poranek

doris

Nastał świt
Jak życiowo nie przegapić poranka,
Lecz czekać aż w mgnieniu oka
Z ciemności powiew dnia zapłonie
Unosząc aromat życia aż po zmierzch
::w
Z utulonego snu podnieść głowę
I oczy rozszerzyć.
Zapalić dotrzymując towarzystwa kropieniu,
Które siły oddaje roślinom żyjącym
Na potyczkę z prażącym Słońcem

Lecz oto się pojawia
Pani błysku najjaśniejszego
Wychyla się z gracją
Nieśmiało jednak trochę
Zerkając czy ktoś ją wita
Na dzień świata nowy
::w
I oto są ptaki śpiewające
Hymn powitalny na konarach drzew
Już robaki i polne myszki się panoszą
I my ludzie niezdarni zerkając w niebiosa
Machamy spracowanymi dłońmi
O pogodę prosząc

Niech nam wiatr i deszcze zwiewne dają moc człowieczą,
By zmysły nasze wszystkie nosić
A Ty nam Pani powitaj męża, Księżyc nasz dostojny
Niech do snu utuli w ciepłe zimne noce

1 wrzesień '99

doris
doris
Wiersz · 8 marca 2000
anonim