do warszawy zbiegł kangur

guccilittlepiggy

— napęd nie przestawać pisać 
niedziela tutaj się zaczyna kobieta 
ma pod spodem bieliznę dużo później 
zrezygnujemy z tej maniery w trybie live 
nic już nie wygląda tak ładnie  
  
— nawet pustki zabawki rozrywki 
rozprute i pełnopłatne 
świeże i jarzeniowe kojące 
smyczki przerabiane na kołującą 
kamerę jest jakaś ciągłość 
a to wciąga i ciągnie się 
i ciebie przez dzień  
  
— dopasowane turkotanie 
szurają śliczne chłopaki po korytarzu 
żeby rozpaść się na płytki sen 
i szybki cios w krtań — coraz częściej 
potrzeba nam powodów  — czy gdy się skończą 
również umrzemy jak znani aktorzy 
  
— dopiero przyjechałem 
zdrowo w dal patrzę drzewo 
rozsiadłe pod deszcz nigdy niewyjaśnione 
morderstwo młodej i pożądanej przypada 
na jedną z tych rzadkich chwil 
kiedy wiem wszystko skarbie dlaczego 
cię to interesuje po tylu latach tutaj żal 
że nie jestem obcojęzyczny  
  
— różne gęstości różnie rozpylają 
te same przestrzenie 
3 sek. potrzebuje przechodzień 
żeby odczytać szyld nad moim oknem 
rozkołysane mgnienia i mrugnięcia przystanięcia 
w miejscach z łatwo wyznaczalnym środkiem 
stąd blok w kratkę pod kaligraficzne ptaki 
  
(tu wchodzą niewidziane miejsca 
i przekłady z niemieckiego  ̶  
zamieszkać 
koniecznie)  
  
— w domu wszyscy umieramy 
na to samo współczulna autokorekta 
dlatego za chwilę położę się na tobie 
leżąc w ukropie nasiąka się 
jest mięknący papier i 
sceny w których ci to robię 
przepuszczany tuż obok ekspres 
tak kołysze wagonem jakbyśmy zasłużyli 
na rozpostarty ocean  
  
— ostatnio nieczęsto bywa tak wprost 
biało kwaszone niebo ciecze 
tylko prawdę ciało mówi nie 
zwinięte w oczekującą spiralę  
  
— teraz się ładuje — 
  
— teraz się zawiesza 
na twoim ramieniu jakby chodziło  
o dotyk (to wciąż nie jest ta chwila) 
i egzotyczne frazy podkreślone 
maskującym słowem sarna 
jak zimowy wymaz z monoteistycznych akcentów  
  
  
— do warszawy zbiegł kangur 
tam pewnie ktoś spróbuje cię bardziej 

(to wciąż nie jest ta chwila) 

więc wychodź wolniej czadziej kłęb się 
jak upadający nieskończenie miękko waciany chłopiec  
  
  
— życie powinno być z nas zadowolone

 

guccilittlepiggy
guccilittlepiggy
Wiersz · 15 września 2015
anonim