Najgorzej jest, gdy zdasz sobie sprawę, że nie dajesz rady, że siła złego na jednego, że to jakby koniec...
Wszystko cię boli, nawet powietrze boli, światło drży i przenika cę na wskroś, prześwietla, wyszukuje wszystkie mankamenty, które chciałeś ukryć, a teraz one błyszczą na językach w wyobraźni zbiorowej, jak łuna płoniesz, nim zgaśniesz.
Nie mam sił już czekać, aż przejdzie komuś zła myśl, nie mam sił biec, bo to bieg bez końca.
Jakbym robił za wariata ogólnodostępnego - dobrze mu - rechoczą - popamięta, niech przemyśli...
A ja tu drżę tak naprawdę, jak listek na wietrze, który ledwo, ledwo...
W zasadzie nic mi już nie zostało, komu się miało udać, to się udało...
Odejść nie mam dokąd, do tyłu nie spoglądam,
Nie bardzo widzę drogę i jakby celu nie było.
Niczego złego nie zrobiłem, uciekałem i spuszczałem głowę,
a coraz bardziej skrępowane ręce, coraz cięższe ciało,
coraz mniej uśmiechu.
To taki plan jest dwojaki, to taka gra, zawsze będziesz przegrany,
boś słaby, a taki nie może iść pod wiatr za sumieniem, nie może iść gdzie chce, wolny,
musi zginąć. Dobrze, gdy zginie z hukiem dla przykładu. Ofiara.
Jeśli ktoś powie, że to majaki, to osiągnęli swój cel.