kolejny dzień kolejnego dnia
w karuzeli karuzel
pawiem malowany horyzont
sponad kukułczego gniazda
nie skutkują już prośby
tamten człowiek opowiadał o ciemności
światło z nad głowy przenika powieki
ta cisza boli tak bardzo jak krzyk
odbity od miękkich ścian
mają rację nie mając racji
wszystko pokryte zbytkiem miłości
skóra zdarta głaskaniem
odsłania parujące mięso
słone krople wżerają się do szpiku
trwanie w trwaniu bez luster
czy można więcej i więcej
aż po koniec końców dno dna
brak nadziei zbryla czas
tylko serce udaje fortepian
grając unisono spazmem
opowieść zawarta w sekundzie
zapętla umieranie urodzeniem
ostatnie przekleństwo obraca drzwi
można odgryźć sobie język
z nadzieją że samarytanie nie dostrzegą
krew udusi milczenie