lecieć w ciemnym wirze
nie dotykając przestrzeni
przez popioły do ognia
przez parę w lód
bez walki o przetrwanie
pocałunki zostawiają blizny
śladem sznura na szyi
podpisem żyletki na nadgarstkach
szept przebija bębenki
saksofon podpala benzynę
krasnoludki urwały się z choinki
i pałują z uwielbieniem
zdeprawowane sierotki w hipermarkecie
ten od wiary wtyka ostanie namaszczenie
komuś kto na pewno nie jest dorosły
muzyka ani poezja nas nie uratują
zmieleni przez kolejną robotę
gonimy nową lodówkę
i nic w tym nadzwyczajnego
budzik zadzwoni jak dzwonił
lecieć i lecieć jeszcze dopóki tchu
wracając w naiwność dzieciństwa
na ulicach których już dawno nie ma
do domów ocalałych wspomnieniem
w miłości niespełnione najbardziej