godzina siedemnasta dwadzieścia siedem
nic nie istnieje echem w kosmosie
odbijam się od ścian martwa natura pożera wyobraźnię
siedzę na fotelu jak cap stary czuć mi z gęby
podobno jutro będzie zimno
jak kiedyś przed atakiem na piętro World Trade Center
po pierwszym machu nie poczułem nic
drugi zaplótł dredy
trzeci rozkołysał zmysły na full
muzyka
bujam garba
stara za ścianą tłumaczy zgredowi
by nie pił więcej z Janem spod siódemki
plota skarży się potem że stary rozpija go
skurczybyk nie dość że na krzywy ryj
nie wykrzywi go obróci na lewa stronę
Amen