skrawek nieba

Yaro

przychodzisz nago zawsze w snach 

stąd cię znam

pamiętam wakacje pełne grillowanej kiełbasy

nie znoszę pieczonych rzeczy

chyba że ciepłe piersi nad rozlewiskiem

ściskać w dłoniach jak świeże bułeczki

 

zadowalam się browarem z biedronki

snuję z Rafałem opowieści

od deski do deski śmiechem rozbrajamy miny

ludzi ponurych strasznych jak podatki

rozświetlamy lampy słowami otuchy

 

dalej jest mój dom będzie dym

 

żona rozlicza  z każdego słowa na drugi dzień

nie wiele pamiętam

wychodzę prosto do kościoła którego według mnie nie ma

jestem ja i szwagier i nasz skrawek nieba

Oceń ten tekst
Yaro
Yaro
Wiersz · 26 października 2015
anonim