góry płyną ściekiem miliona lat
jestem ezoteryką ich przyszłości
milenijnym wiatrem
sumieniem i zawiścią
odłamują się szczątki wiernych
splątane krwią w kolorze niewinności
wpadając we wronie ramiona
pod jedyną kamienicą w okolicy
zrodzoną w ogniu bieli
powiewają resztkami pism
złodzieje samotności
poprzecinałem żyły ludzkości
wypełniając je ubóstwem myśli
ciałem skrępowanych
i zgnilizną bohaterów
palę papierosy w sześciu strachu smakach
chleba powszedniego
popielniczki
są nadzieją skruszonych zębów