Rozczłonkowałem świat doszczętnie
rozbiłem na czynniki pierwsze
by znaleźć sens poezji wszelkiej
czas zwinę w jeden pierścień.
Zabrałem ludziom oczu piętno
nie będą łzami moczyć twarzy
poczucie estetyki pękło
powypalałem głód odrazy
A wszystko było oczywiste
nieustające przekraczanie
bo liść wyrasta w krok za liściem
a miłość w krok z zapominaniem
Całość złożyłem sam od nowa
nie było śmierci, znikła bieda
i niby miało się podobać
i niby wszystko tak jak trzeba
Ale nie było mi szczęśliwie
ani radośnie, ani rześko
I tylko żal dotykał tkliwiej
i dynamiczniej życie piekło
Więc daj mi chociaż łyk powietrza
zbłąkany okruch poruszenia
kochaj po prostu, raz na wszechświat
wróć, choćby od niechcenia
wracaj i oddaj mi pragnienia