Nigdy nie było lepiej, nigdy nie było gorzej

Norbert Gołąb

Idziemy we czterech, lecz jakby jedną głowę niosły cztery ciała i jedne usta pruły cztery płuca.

Cztery pary rąk niosą jeden ból. Przeklinamy naszych wrogów; ciebie przeklinam cztery razy.

Cztery razy wołam kocham cię piekiełko! Rzucam się na twoich wrogów, niosą mnie do miasta;

miasto, pełne moich domów, do których wyciągałem ręce, chwytałem tylko nitki, zawijałem

w kłębek. Nie ma już ciemności w moich domach, nie ma też już domów; nikt nie czeka mroku.

 

Nie chcą żebym dzwonił. Dzwonię cztery razy; cztery razy powtarzam: halo, ranko, tu nożyk

dlaczego ktoś inny dziś cię wykrwawia? Cztery razy odpowiada cisza: nikt nie czeka mroku.

Chcą bym przestał liczyć, może użyj smutku. Wskazują Betty Page, która siedzi obok.

Betty Page, w czerwonym palcie; turlam w jej stronę moje granaty i czernie, ciepły kłębek

bólu, kici kici. Betty Page, będę dziś całował twoje usta; podam księżyc w pełni na łyżce

językiem zawieszę w tobie mój kłębek. Betty Page wyciąga własny, zaczynamy liczyć

 

nasze domy. Cztery mamy wspólne, Betty mieszka w trzecim, po gorszej stronie nocy.

w którym dwa koty na wiecznie osobnych ścieżkach, wspólne mają tylko rany.

Mój dom to kartka, drzewo skrojone dla wiersza, wiersz wyrastający drzewem.

 

Zwijam moich przyjaciół; wracam sam do domu, pielęgnować kłębek, bujać go pod żebrem.

Wyciągam maszynę. Granatową żyłkę, wprost z mojego kłębka, zahaczam o klawisze; wystukuję

drzewo, na którym usiadłaś; nawijasz mnie na palec, ściągasz ze mnie ciemność.

Szepczesz: byłeś kiedyś lepszym człowiekiem, ale gorszym poetą.

Nigdy nie było lepiej, nigdy nie było gorzej.

Norbert Gołąb
Norbert Gołąb
Wiersz · 23 grudnia 2015
anonim