zabiorę siebie stąd na zawsze
do lasów pełnych brakiem ludzi
gdzie słowikowy pędzi zaprzęg
by zdążyć świat przed dniem obudzić
słońce przez okna w bukowinie
cieszy się własnym zmartwychwstaniem
po zagajnikach lekko płynie
budząc jelenie i ich łanie
mgła panna zwiewna i bezwstydna
z trzciny układa origami
zając by chciał się wszystkim przyznać
że jednak ma coś za uszami
powietrze pachnie zmianą czasu
zamienia wieczność na przebłyski
a ja bym chciał pośrodku lasów
pozostać nikim przede wszystkim