Był młodym mężczyzną i miał miłość
do broni. był przy tym taki naiwny
gdy chodził ulicami brudnego miasta
w kieszeni pocierał kolbę gnata
w opóźnionym tempie równał krok
z przypadkowym przechodniem
wyobrażał sobie jakby to było
oddać strzał i popłakać się nienaturalnie
oddać strzał i popłakać się nienaturalnie
potem godzinami układał ją w dłoni mierzył
do swojego odbicia robił grymas rodem
chłopaków z Chelsea dla brytyjskiego stylu
pomalował oczy czarnym tuszem
kupił krótką skórzaną kurtkę i przyciasne
w kroku spodnie był Brianem Malko osiedla
Charlie Sheenem swojej szkoły prywatnej
bożyszczem czternastoletnich dziewic
i gdy dochodziło do refrenu jego ulubionej
piosenki wkładał lufę do ust i sprawdzał
swojego tchórza swój ambiwalentny
stosunek do ciała strach przed końcami
sznurka i niepewnymi dłońmi
później już tylko leżał w pościeli
spijał sok z cytryny w jej wnętrzu
gasił peta przewijał do refrenu, zapętlał.