wybuduję
z bali chatę w górach
krytą trzciną na szczycie marzeń
pod dachem Nieba w palącym Słońcu
ochroni przed wszelką niepogodą
zimą napalę w kominku
by grzać zmarznięte dłonie
wieczorami przez okna spoglądamy na Księżyc
jak leniwie patrzy na ludzi na siostrę Ziemię
z góralami po halach paść owce
zmierzchem zmęczenie pokonać
napić się śliwowicy tuż przed zmrokiem
zamknąć oczy i kochać się w tobie
zanurzeni w szczęściu
bo dorośliśmy przeżyci zmęczeni
pracą kłopotami w domu
nauczeni cieszyć się że żyjemy
każdy ma tak samo jak my
ma swoje pięć minut
zbudziłem w sobie lwa tygrysa
ryk duszy przecina ciszę
ukojony idę w ramiona żony
chata zwykła góralska zbójnicka
patrze w Niebo i dziękuję