Chuchaj, powoli rozmarznę, w jednej garści się zmieszczę.
Schowaj mnie, schowaj, między zadumki i proste słowa.
Od nowa zgub się, a potem ciszę przenieś po schodach.
Bliżej niż w myślach, może ust sięgnę lekko, lżej jeszcze
zostanę chwilą w cieple, zrzucę szron i szale. Chuchaj,
odsoplę się, sam zobaczysz, pozbierasz mnie jak krople.
Zmokniesz trochę, ale nie szkodzi rozpadać się na dobre,
cień obok cienia położyć, wiersz przesączyć do ucha,
zagapić się lub wsłuchać. Chuchnij, jak chuchasz na grosik,
na podniesione szczęście ukryte we wnętrzu dłoni,
na moment o sen spóźniony, co przed chłodem się schronił,
co w ręce wpadł bezwiednie i zaraz w mgłę się rozproszy.
Chciałam cię pocałować, kiedy wchodziłeś po stopniach,
i tylko to pamiętam, że czas nam tak szybko stopniał.