upuszczając mi regularnie krew pozdrawiasz ze starej ojczyzny garścią złożyczeń,
klątw. takich nie powstydziłby się nawet mój pierwszy dowódca. gdyby żył
wziąłby się za naukę. zwłaszcza tych francuskich zwrotów akcji
z szampanem do łóżka zamiast ścielącego się gęsto trupa.
twój krzyk, to wartość dodana do moich późnych powrotów
bladym świtem. wieńczy momenty z odrobiną miłości w tle.
czasami bilet jednorazowy uwięziony w kasowniku,
mandat za przechodzenie na drugą stronę
na czerwonym. po szczęście.
od niedawna nie używam wykrzykników. jedynie weronika ma ich
coraz więcej. najwięcej na twarzy. oto znak naszych czasów.
z szacunku do jej zasług od wielu lat nie dociekam, unikam
pytań, zwłaszcza o wiek, co tak kojąco działa na nerwy.
nieźle rokuje na przyszłość.