u schyłku dnia

Yaro

już późno nastała jesień
skrada się na przedmieściach
 w pobliskim stawie woda mętna

 

spojrzenia spod powiek w amoku 
blisko sklepu 
w dłoni jak kamień zielony
butelka prawie pusta
jak słowa w ich ustach

 

na drzewie liść drzemie 
szary blask cienie 
zmierzcha ma się do snu

 

życie marne biedne ale wieczne
słowa na pożegnanie bez nadmiaru życzeń
co ma być to będzie
obyś wrócił po kolędzie

 

smutny obraz za szkłem 
w kieliszku w kilku kroplach

na dnie zamykam rozdział
zanurzam palec sumuje kilka dat


kreski wyryte w futrynie 
już czas
zakręcam krótkim łykiem 
marszczę w grymasie twarz

 

jutro nie nadejdzie 
kilka zmian w życiorysie 


tęsknoty po kieszeniach monet brak
w oknie stróż straszy noc

 

urywa się film znikł prysł jak wyprysk 
budzę się w ramionach
blisko tylko ciebie być

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 17 lutego 2016
anonim