Eeny, meeny, miny, moe

Norbert Gołąb

 

Przychodzisz potwornie skulona, z koszmarem na głowie;

w ciele róża kwitnie kolcami. Broczysz po drodze, jak ryba

wyjęta z ropy; jeśli ktoś, ktoś szalony, szedłby po śladach

znalazłby opartą o drzwi, wziął do domu, oczyścił. Nazwał

katastrofą, na wzór wiadomości; zadawał pytania, dzielił

łzę na dwoje, by następnego dnia powiedzieć: śpieszę się.

Zbyt wielu czasowników wymaga współczucie; ciągłości

szaleństwa.

 

Twoja dłoń na drzwiach i moja dłoń po drugiej stronie.

Jesteś w powiększeniu i wielki jest tusz na twoich policzkach;

to tylko potwierdza, że był tam ocean, jakiś w nim drapieżnik;

czasowniki rozlane na twoich plecach, powtarzanie słowa boli.

Uderzanie; o drzwi, o dzwonek, o drzwi, o dzwonek, szaleństwo.

Brak snu dla sąsiadów. Role się odwróciły, zwierzę zazdrości

klatki. Dostać się do środka; znaleźć koc, papierosy;

zasnąć.

 

Nie być o nic pytaną. To mogę ci zaoferować. Miłość

na dalszym planie, jak ból jednostki w czołówce wiadomości.

Przekręcanie zamka, powtarzanie słowa wejdź. Czekanie

aż ucichną w nas wojny i usną psy, to właśnie szaleństwo.

Tu jest koc, papierosy, twoja połowa łóżka.

Jutro założymy kalosze, wejdziemy w ropę.

Powiem: tu jest miłość, jest brudna.

Włożysz mi w usta różę. Wyliczysz kolce.

Nazwiesz wariatem.

Norbert Gołąb
Norbert Gołąb
Wiersz · 19 lutego 2016
anonim