prosto jak najprościej
sobą przed siebie
w bezmiar przeszłych ulic
na początek początku
przed manekiny blichtru
do najgłębszej szarości
kiedy wszystko wolno
nadmiar drzwi przeciągiem
niszczy ostatni wybór
popiół brokatu
udaje pozostałość ognia
na pstrokatej plaży
tak piękna jak łatwa
nieosiągalnie dostępna
w ujściach pamięci
odzyskana bezpowrotnie
symbol wbity gwoździem
jak potrzeba straty
wyrafinowany erudyta
ucieka od akordeonu
czyjś ojciec wyrywał paznokcie
tworząc nowe legendy
tłum chce czerni i bieli
mimo że wódka jest bezbarwna