czas odłączyć telewizję. nie cierpię miraży cudownej diety.
sączą się z zepsutego kranu i drążą nawet skałę. jak kropelki,
zwłaszcza te na udany sen. przenikają na drugą stronę polany.
ktoś mi na wietrze pomieszał szyki. teraz mogę jedynie leżeć
bezsennie ze wzrokiem wbitym w niebo. żadnych marzeń, torsji,
zwiastunów apokalipsy. na próżno nasłuchuję kroków.
pielęgnując brak ograniczeń czasowych nie noszę zegarka. puste
miejsce na poszarpanym przegubie chwilami boli. to wspomnienia.
wolność też potrafi dopiec wywrócić na drugą stronę, jak gra słów
przeczytanych mimo woli. inaczej, niż brak sensu w doniesieniach
prasowych. w odpowiedzi na gorące modły odczuwam tęsknotę
za czymś innym, niż puls miasta. ból w boku narasta coraz śmielej.