świat zgęstniał od pielgrzymów
modlitwy splotły wszystkie języki
w gordyjskie wybuchy
udając poprawność kamieni
popękały małe ojczyzny
azyl pachnie knutem
ręce związane na plecach
łudzą bezpieczeństwem
w łupinie orzecha
skrzydła się otworzą
dając nadmiar przestrzeni
duszy pełnej blizn