galopujący puls
który przyprószy resztki owłosienia
w gorączkę i dyskinezy powoli się zmienia
ileż jeszcze cierpienia
bezsensownego
by wyjść wreszcie z cholernego impasu
nowa pula rozdana
na kolorowych tłach sprasowanych paździerzy
i moje ego
w którym na nowo burzy się
zmanierowana nadzieja
nie, nie ulegnę tym razem
będę szalał
szalał
szalał
aż pan, co przy małym stoliku w kącie
pali rubasznie wielkie cygaro
razem ze mną zdechnie