Na polu walki i chwały
Gdzie nie ma miejsca na miłość
Sentyment brutalnie skopany
Przez lęk przed prawdą i chciwość
Kto zaczął ten cyrk nie pamiętam
Po czyjej stronie nie powiem
Jedni w gniew głupców ubrali
Goląc im głowy i krzycząc:
"Precz z tymi innymi"
"Kto was przed nimi obroni"
A zmanipulowani acz groźni
Podwijają rękawy za łokcie
Czekają na sygnał co powie:
"Pozwalam, Panowie, ponownie"
Z drugiej zaś barykady strony
Pod płaszczem skrojonym z idei
Jak wolność równość demokracja
Kryje prowokacyjne szyderstwo
Jadem opluwa i woła
By hołd, zasługi poległych umniejszyć
By nie czuć się winnym i gorszym
By móc wszystkiemu zaprzeczać
Bo strach o siebie przed łokciem
Tym co wychyla zza rogu
Się groźnie z tych pierwszych strof wiersza
Bo nie daj Boże ktoś szepce
Temidę za gardło ściskając
Najciszej jak można by nie mógł
Nikt nagrać, usłyszeć nie zdoła
Tych słów co ferują już wyrok:
"Tak trzeba, to rozkaz!"
Gryzą się wilki zaciekle
Watahę dobija wataha
We krwi ubroczonymi kłami
Podgryzają swe gardła i łapy
W tym brudnym od grzechu lesie
Plamiąc tę czystą ziemię
Walczą zaciekle o zdobycz
O skulone gdzieś w ciemnym rogu
Posłuszne, biedne jagnięta
Idące na rzeź nieuchronnie
Wpatrzone w dal bez nadziei
Jak to trofeum na ścianie
By być symbolem cierpienia
Tych lat odległych i bliskich
...
I prawd ponad czasem
czytać więcej, a podróży w czasie raczej unikać, bo obawiam się, że ten tekst to ani stylizacja, ani parodia.