pozmywam szkło później zasnę świadomy
praw i obowiązków na szczęście
jesteś wolna
a w czterech kątach mojej pracowni czają się dzikie koty
gotowe rozerwać intruza na strzępy kimkolwiek by nie był
zanim miałby szansę skosztować twojej wyśmienitej sałatki
z młodych liści lipy
przy stole nie bawimy się jedzeniem
doceniając możliwość wspólnego celebrowania
dzielenia na głodne kawałki gryzienia i przełykania
wymieniamy zdawkowe uwagi racząc się posiłkiem
puste nakrycia przy stole i wolne miejsca na wieszaku błagają
o odrobinę zmiłowania nad tymi co przez grzeszne życie
przemknęli na bosaka bez trzymanki czy zdrowasiek
o suchym pysku obdarzonym wyrazem twarzy
nie zmąconym procesem myślenia
gotowi znaleźć się gdziekolwiek
obudzić się w wyrku pod mostem
bądź w obcym kraju
na progu cudzego domu
a tego nie życzę nikomu