(*** pour E***)
na ulicy wiatr czytał ze mną jej książkę
raz z wolna raz porywało go i tam
i z powrotem niebo dachowało
tuż nad głową i kap kap zaznaczało się
ulewą zamiast łez śladem reakcji recenzentom
nie w smak takie obrazowanie prawdy jakby nie było
łzy jako deszcze i jeszcze może tęcza wygięta barwami
ale i niestety uśmiechem na głowie więc jak się tu cieszyć
położyłem ją na ziemi by wejść głębiej zwróciłem jej wolność
byłem nieopodal ręce palce zamykały moje skronie w nawiasie
nawiewy wywiewy porywy
nie dały gruntom na dłużej przyciągać i kontemplować okładki
z gr(awit)acją
na ulicy wiatr czytał ze mną jej książkę i wyrwał sprzed oczu
wraz z widzeniem
wprost pod koła procesji samochodów które nie zwracały
uwagi a tylko
raz i piąty przekreślały cenzurowały okładkę i strony
wyrwane przypadkiem
wiatr ociągał się
na papierowych fragmentach turlał szukając siebie
i kształtu rzeczy brud błoto kropla po kropli
ale liter nie dało się wykraść i tylko jedną kartkę poniosło nieopodal
na parkowe drzewo jakby dziecko wróciło do rodziny
dodając drukowaną opowieść do genealogii na zmarszczkach kory
historia prawdziwa jednak nadal nieznana
musi jeszcze potrwać czas
potem przyjdzie tęcza wygięta barwami (nie-okradziona z indygo)
ale i niestety uśmiechem na głowie póki co
jeszcze pada nieopodal ręce palce
zamknięcia skroni w nawiasie papilarnym nawiewy
wywiewy porywy w gruncie przeczeń i przecznic i może
pod przypadkową podeszwą jakieś sylaby się znajdą
skrawkiem jak guma do żucia kolejnym życiem
po-nie-sie-się po-ci-chu-chu-ci musi
jeszcze potrwać
czas