Via Dolorosa. XIII. Pietà przy trzepaku.

ARS TO od tyłu sra

bałem się Jej bo była sroga miała surową minę
a ja bylem najmniejszy w klasie
moja pierwsza wychowawczyni z podstawówki Pani Irena 
dziś sędziwa z bagażem lat

z uszkodzonym biodrem i z twarzą

w której teraz raczej ból i smutek choć nadal z rzadka uśmiech Urosłem 
ale pamiętam duży dom na Ogrodowej gdzie nieraz można Ją było 
spotkać inną
 częstującą ciastkami po lekcjach w po-godnościach tak 
jak ukochane ciocie-babcie rozpieszczające czym się tylko da

choćby łakociem
 Dziś

domu nie ma choć jest bo rozszedł się na spłaty kredytu który wzięła 
by pomóc synowi i jego firmie syn umarł kredyt został i tu i tu
kończy się poezja a właściwie nie zdążyła przyjść 
Przypadkiem
znalazłem Ją w klitce w przybudówce przedszkola miejskiego

nie narzekała mieszkała powiedziała że wiele jej nie trzeba 
wypiliśmy kawę spytała nieśmiało czy zjem ciastko i czy pomógłbym Jej 
wytrzepać dywan bo Ona nie bardzo 
nie bardzo ma jak
 bo z trudem

czyni krok po kroku o kulach 

nie miałem serca i sumienia
by odmówić osiemdziesięciolatce
należało spełnić prośbę

bez słów praktycznie tak samo 
jak Pani Irena w pierwszej de 
uczyła przed laty Siadła na ławeczce 
niedaleko trzepaka bo było pogodnie Mówiła

jakby do rytmu uderzeń trzepaczki do siebie ale do mnie Arku
nawet nie wiesz jaki to nie do opowiedzenia ból 
pochować własne dziecko
 Pyłek jakiś
z dywanu wpadł mi w oko trzepałem dalej nie wiedziałem gdzie są słowa

biłem ze zmrużonym okiem uciekając od łez do gardła Siedziała
i patrzyła Areczku nie zapomnij że są jeszcze ciastka i nie krępuj się
jedz dziecko
 Pyłek jakiś z dywanu znowu wpadł mi w oko Trzepałem dalej 
co jakiś czas siląc się na jak najcieplejszy uśmiech dla Niej Coraz mocniej

byle do finału Poprosiła

bym przysiadł obok Nie miałem serca i sumienia
by odmówić osiemdziesięciolatce
należało spełnić prośbę
bez słów praktycznie tak samo 
jak Pani Irena w pierwszej de 
uczyła przed laty Teraz drżały jej ręce
sięgała do kieszeni sędziwej podomki W dłoń mi wcisnęła banknot

zaprotestowałem nie miałem serca i sumienia aby przyjąć
jakikolwiek pieniądz albo cokolwiek ale oczy Jej wróciły 
do surowego wyrazu sprzed lat Weź bo mnie już wiele nie trzeba 
i pamiętaj że nie wolno innym zabraniać dawania i nie waż się myśleć

o jakimś podstępnym zwracaniu mi tych paru złotych Arku nawet nie wiesz
jaki to nie do opowiedzenia ból pochować własne dziecko
 Wróciłem 
do trzepaka by dywan zwinąć w rulon i kombinowałem co zrobić 
z banknotem który schowałem jednak we własną kieszeń (jak nieraz 

ręce gdy uciekałem przed modlitwą i dobrym słowemArku
nie martw się ja nigdzie nie wychodzę a Ty ciągle 
taki chudziutki
 Nie wiem jakim cudem
nie rozkleiłem się zupełnie na głos Pani Ireny Po wszystkim

tylko objąłem Ją na pożegnanie i poszedłem jak najszybciej
do kościoła Banknot
ciążył mi w kieszeni W skarbonę z napisem Jałmużna 
musiałem go wcisnąć Nie miałem serca i sumienia
by wymówić się inną modlitwę
 Nawet nie wiem

jaki to był nominał tak samo jak nie zliczę ile razy 
przepita przeze mnie kasa mogła komuś pomóc
zaspokoić głód choćby na chwilę i tu i tu


kończy się poezja a właściwie nie zdążyła przyjść Mater 
dolorósa iuxta crucem lacrimósa
 tylko zamiast Krzyża

był przecież trzepak i pył 
pod powiekami

 

ARS TO od tyłu sra
ARS TO od tyłu sra
Wiersz · 19 maja 2016
anonim