Po drabince szła do nieba. Trzymała w ręku i na plecach tobołek, woreczek biały przepasany czerwoną wstążką. Zmiany na nadgarstkach sugerowały złe przeżycia, może jakieś rozczarowania, a może jeszcze bardziej tragiczne doznania. Upięte włosy, sukienka w kwiaty, oddech migdałowy. Sugerowało to być może o szybkim odejściu, lecz tak naprawdę trudno było zrozumieć tak wątłe podejście i próbę wyzbycia się cielesności oraz doznań duchowych i wszystkich tych, które łączą świat umarłych z żywymi.
Wieczne pióro znowu zasychało, kiedy tak rozmyślałam. Szukałam podłoża swoich marzeń sennych.
Zajrzałam do sennika, potem do schowka z książkami.
Mój wuj zajmował się interpretacją snów na jawie.
Po chwili poszłam do niego.
Kiedy przeciąg potargał mi włosy posmutniałam.
Lampka wina już nie wystarczała.
Cygaro zgasło.
Szumiące pole wiatraków za oknem nie dawało zasnąć.
Wlepiłam oczy w okno.
Słuchałam kołyszących się drzew i liści na wietrze.