usta to też dziura
jesteś bogatsza o jedną milczącą dziurę
z której wynika pierwszy krzyk
zmuszę cię do milczenia natłokiem zbędnych słów
terapią lawiny kamieni uleczę nadwrażliwość
werble grają jeszcze zaplątane w pamięci
śmierdzę potem dla ciebie
i nie wiem czy to blizny czy zmarszczki
poeci jak większość kurew plują nie łykają
zapowiedź komety cieknąca po brodzie
jesteśmy tu gdzie chcemy być
albo udajemy że tak nam się wydaje
przelotny dysonans syci złudzenia
łamiąc rytm codzienności
latawce naśladują chmury
wieszczą deszcz końcem liny
zostawmy modlitwy układane z klątw
tym dla których schody zawszę biegną w dół
święte oburzenie jak stygmat głupoty
waży i mierzy nieskończoność
zamknięci w nadprzestrzeni ścian
znikamy w czarnych dziurach