Na powleczonym temperą szkle,
rysuję naszą podróż.
Jest z góry określona, tam ma być szaleństwo
czerwień życiodajna i zwycięska.
Mącą tylko nieco skojarzenia ostatniego
dialogu z tobą.
Dramat zbyt czystej formy,
bez lęku rozwalam czernią i szarością
w nieczyste strzępy i sekrety.
Atakuję znowu dynamiką napięć,
odwrotnym końcem ołówka
dochodzę do finału, widzę, jak
całym sobą wchodzisz w epizodyczne
dzieło.