Rafał Hille - wiersze różne

Rafał Hille

 

ucieczka 

            

 

nasze włosy pożarły już wszystkie wiatry

i wytarliśmy prześcieradło do gołych desek

z naszego pokoju zawieszonego na sznurku

od bielizny pod ciągle brudnym niebem

( nie dało się go przemalować - farba

schodziła ze zbyt tłustych chmur )

wybiegliśmy na ulicę

mijały nas spóźnione torpedowce i

zeppeliny wypełnione pudełkami z

proszkiem do mycia

daleko na niebie przewróciła się

ciężarówka pełna kwaśnych odchodów niebieskich

- to cyrk samego Pana Boga - chwyciłaś

mnie za rękę

czerwone mury sunęły za naszymi cieniami

i wielki neon z napisem "COCA - COLA"

oświetlił na chwilę księżyc

wymiotowaliśmy z mostu do jakiejś rzeki

- wszystko jest łatwe

 powiedziałaś

- będziemy jeść musztardę i suszone owoce

biegliśmy dalej po łące zroszonej szumem

telefonicznych rozmów

pod naszymi nogami przewróciło się

jeszcze jedno pole

las był coraz bliżej

 

 

 

ptak         

 

chcę być ptakiem

latać nad głowami ludzi

i robić im wielkie kupy na głowy

podglądać przez okno

nagą kobietę

albo przysiąść na neonie firmy pogrzebowej i

śmiać się w nos przerażonym petentom

spadałbym od niechcenia

nic nie robiąc

popychany spalonym samochodami wiatrem

jakiś skwerek  i emerytka

z worem okruchów od śniadania

byłaby moją  przyjaciółką

inni wyginęli

podczas ostatniego odszczurzania

sex na jakimś skwerku

albo w kościele

i pogawędki z kumplami

spod budki z piwem

ile to dobrego żarcia się wszędzie poniewiera

i czemu warto spać na jednej nodze

potem ucieczka

przed jakimś zidiociałym pudlem

albo hitlerowskim owczarkiem

i taras widokowy na komisariacie policji

może obiad pod plastykowym barem

parę frytek i piwo ze zbitej butelki

a wieczorem zabawa ze sporyszem

wśród łanów zbóż z pijanym

w cztery dupy rolnikiem

celującym widłami w Syriusza

 

sen  o kocich kłach

wbitych w szyję

albo o  środkach owadobójczych

rozpylanych z

rozklekotanego  samolotu

 

 

                          ***

 

ciągle potykam się

 o wczorajszego siebie

którąś wersję

kowbojską może

strzelałem rewolwerem

do faceta który zajechał mi drogę

na pustej ulicy

mógł pojechać inaczej

nie wiedział jak potężny mam głos

wystraszył się i skulił ze strachu gdy walnąłem pięścią

w dach

albo sportową

wygrałem bieg  na

sto tysięcy kilometrów

z innymi plemnikami walczyliśmy

na pięści jak ogłupiali

żadnej grzeczności

„może pan pierwszy..”

„proszę,  niech pani wejdzie”

żadnych uprzejmości

wszedłem pierwszy jak do siebie

wszędzie pełno mnie do potykania się

może ta wersja

ulubiona

jak leżę na trawniku przed domem

i długopisem dyryguję  gwiazdom

 

 

 

 

Komórka na węgiel

 

mój staromodny dziadek

wisi na ścianie

w komórce na węgiel

ma nastroszone wąsy

a w nich DNA

o których nie uczyli go w szkole

nikt nie przekonał go do kiepskiego żarcia

hot dogów

i kawy w maku

gdyby jeszcze żył

mówiłby co jest najlepsze w życiu

jak zrobić kiełbasę

która przyciągnie

oszalałe z głodu kobiety

które kochają

złote buty i białe falbanki blisko uda

może powiedziałby że lepsza jest lampa

naftowa niż  prąd elektryczny

i że lepiej kłaść się spać na prawym boku

serce wtedy

gdy się złamie

nie uwiera poduszka

 

 

 

Wiersz o niczym

 

 

wiersz o niczym musi mieć coś w sobie

wywinięty na drugą stronę powinien

wywalić jęzor i zagrać na nosie

dać pstryka w ucho i posłać do diabła

nastraszyć jak jasna cholera swoim potencjałem

bycia kompletną pustką

która nie wiedzieć czemu ma

od cholery tyle  energii

niech się rymuje miksuje popłakuje

albo

ściera z jakimś obłąkanym  duchem innych wierszy

które chcą być lepsze

nie! On jest lepszy

nic w nim przecież nie ma

nie zawraca głowy swoją

mizerią memu powtarzanego

w kółko do wymiotów

na pierwszym przystanku autobusowym

muzyką interwałową i echolaliami

w kółko granymi bez niczyjej woli

pijakiem który nie pamięta co wykrzykiwał

przez cały wieczór

włócząc się z butelką wina po mieście

ani polem pełnym kwiatów i motyli

motyl jest głupi

ma tylko kilka zwojów nerwowych

nie będzie go wierszu o niczym

 

 

 

koniec świata

 

to już koniec

syf miasta zabija

niewinne ofiary

w kolejce po heroinę

znowu zdechł pies dozorcy

połknął radioaktywnego szczura

nie wiedział  biedak

że nie wszystko dobre co się

świeci w ciemności

emeryci zatłukli się na

ławce o nową terminologię

wyścigów samochodowych

telewizor nie przypilnował

bym został w domu

wyszedłem na ulicę

zjeżdżaj  powiedziała ciężarówka

 

 

poeta

 

zbierał okruchy słów

z gazety

 

czasami podniósł liść

i mówił Bóg

albo coś innego

 

wpadał do butelki

odmierzyć czas

i brodził w fusach po kawie

 

zapadł się nagle

nie wiadomo gdzie

pewnego dnia

za jakimiś drzwiami

albo umarł

 

Rafał Hille
Rafał Hille
Wiersz · 22 lipca 2016
anonim
  • Mithril
    ...hurtownia

    · Zgłoś · 8 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    anja
    ciekawe wiersze tego Rafała Hille, trafiłam tu przez przypadek, teksty robią wrażenie

    · Zgłoś · 7 lat