budzik rankiem
porusz wiatr
przez otwarte okno firankę
pora na mnie
szkoda że ciebie nie ma
nie ma z kim pogadać
szybka kawa
zapachem wypełnia pusty pokój
zaspana twarz do łazienki
obmyć nocne grzechy
na przystanku
przycupnąłem jak ptak na ganku
autosan zatrzymał się z łaską
mrugnął pierdnął i w dal ruszył
dziś nie pójdę do pracy
zadzwonię do szefa niech buja garba
mnie nic nie wzrusza nikt nie słucha
gdy piszę mówiłaś przestań
czy przez to się straciłaś
sobą być
nie celebrytką chorą
kasa kasa czasu szkoda
mam mniej żyję zdrowo