idę ulicą środkiem dnia
niewinny bezbronny
przecież to bezpieczne miejsce
mijam ludzi rzadko uśmiechniętych
mnie też nic nie cieszy
nie mam co zakurzyć szlag bierze
w kieszeni jeden złoty
malowany wykapany
ulica świeżo malowana zebra
klnę opowiadam sobie
nie ma z kim pogadać
każdy gdzieś pędzi
jak pociąg życie jak maszyna
dzieci grają w piłkę
starsi palą papierosy pija piwo
policjant z pałką szuka śladów
nóg nie czuję
oparty o latarenkę rzygam naćpany dniem
wracam do ścian taty i mamy