z łodyg porosłych krzykiem
spełzły bohaterskie robaki
które boją się strachu
przebrane w zbroje z liści
albo za ciężkie kotwice
do walki ze smokami
strugają zapałki
dym wody unosi kamienie
zastygłe rzutem winy
już się ich nie da zawrócić
zostaną jak kropki pozbawione liter
w międzyczasie starego celuloidu
pójdę w sierpniu pod pałac blanka
a później tam gdzie była ulica przejazd
wyszukam z pamięci słowa tak bardzo znajome
jak ginące wśród rac i klaksonów
tych co nie rozumieją
że nie można mieć i być
gdy się nie posiadło i stanąć nie mogło
a pamięć najlepiej sycić ciszą
albo modlitwą szeptu