otworzyłem na oścież serce
stałaś półnaga bosa w drzwiach
chwyciłem za zimne dłonie
by je ogrzać płomieniem miłości
przytuliłem cię
pocałunkiem spłoszyłem motyle
uciekłaś przed ciemną nocą
samotność jak rak drąży
cichy szept wypełnił pokój
teraz
śpij nie grozi ci nic
co mogło by wzbudzić strach
lęk przed udręką