Zamykają się powieki
choć nie jestem starcem
chciałbym wszystko już, od ręki
aż rozbolą palce.
A tu dzień po dniu oszpeci
sinusoida doznań
nie ma jej, pieniędzy, dzieci
samotność ubodła.
Kroki, wszędzie puste kroki
oblicza obliczeń
kruki przepędzają sroki
styczeń mija styczeń.
Wiem, potrzeba jednej garści
pocałunku, słowa
i obawa się umartwi
rozkwitnie pożoga.
Niecierpliwość łamie szczęście
wygina rozkosze
może już w następnym mieście
może za trzy grosze.