mama tata i dwa psy, pałka, zapałka gonisz ty miesza się
z szumem windy osuwającej się na nasze piętro. dzieci.
rozbiegły się zaaferowane.
niewzruszona liczysz ukryte w wieżowcu naprzeciwko zakwefione okna.
jedenaście nijakich na pierwszy rzut oka punktów. może to za nimi
kryje się nowy sposób na życie bez zmartwień i potrzeby integracji.
ich liczba przypomina komunikat z samego dna ulicy przecinający
bezwzględnie osiem pięter bliźniaczego mrówkowca. słyszę:
pogódźmy się. bez względu na okoliczności i za wszelką cenę.
w windzie przekazujemy sobie znak pokoju.
wiesz, że miałem być strażakiem lub policjantem?
pozorny bezruch na dole można tłumaczyć
leniwym wpływem pogody. ignorujesz moje zaklęcia. wolisz mierzyć
smugi kondensacyjne oddzielające niebo nad podwórkiem od spraw
przyziemnych. srebrzyste punkciki powoli przesuwają się nad nami
nieświadome mimowolnego dreszczu obawy przed niewiadomym.
z czego tu się cieszyć? nie chcę płacić za przyjemności
bliżej mi nie znane.
tato, a wiesz, że popiela wcale nie zjadły myszy? siedzi w tamtej wieży
ukryty za firanką i chyba bawi się w wojnę.